Myślisz, że w Kalifornii jest zawsze ciepło?

Pierwszą rzeczą, która mnie zaintrygowała, gdy wyszłam z samolotu i spojrzałam na świat, był otaczający mnie kolor. Przyleciałam w środku lata, jechałam z lotniska w San Francisco, a wokół wszystko było żółte albo brązowe – otaczające dolinę wzgórza, całe połacie trawy, pobocza. Na tym tle drzewa wydawały się być zielonymi, jednak w rzeczywistości ich odcień odznaczał się bardziej szarością. Był czerwiec, w Polsce zieleń jest wtedy soczysta i wszędobylska. W Krzemowej Dolinie wczesnym latem zielono jest tylko tam, gdzie ingeruje człowiek, czyli dostarcza roślinom wody.

Z możliwością podlewania bywa różnie. Podczas lata, które następuje po niezbyt mokrej porze deszczowej, nawadnianie może być ograniczone do dwóch, czy trzech razy w tygodniu. Ale problemów z kąpielą, czy wodą pitną nie ma. Chociaż zdarzyło mi się zażartować w rozmowie z kolegą z Polski, że kąpać możemy się tylko dwa razy w tygodniu, a zęby myć tylko wieczorem. Uwierzył…

W Kalifornii przybrzeżnej występują dwie pory roku: sucha i deszczowa. Pora deszczowa nie oznacza, że ciągle pada. Są lata, kiedy pada dużo, ale z reguły wygląda to tak, że opady są jednego dnia, a przez kolejne dwa świeci słońce. Później trzy dni pada, a przez dwa świeci słońce, itd. Sucha pora zaczyna się mniej więcej w kwietniu, a kończy w październiku. Nie ma sztywnych ram czasowych, wiadomo, w przyrodzie wszystko jest zmienne. W czasie pory suchej z reguły nie pada, natomiast raz na kilka lat przytrafia się mżawka albo przelotny deszczyk w lipcu, czy sierpniu. Ale ze względu na panujące wtedy wysokie temperatury i niską wilgotność powietrza woda bardzo szybko wyparowuje. Daje to możliwość planowania wyjazdów w plener na kilka miesięcy do przodu. Nikt nawet nie bierze pod uwagę, że pogoda mogłaby  się popsuć i, że należy poszukać „planu B”. Niestety, negatywną stroną jest wysoka cena wody i konieczność podlewania wszystkiego, co chcemy, aby żyło, było zielone i rosło. Nawadniane są zatem nie tylko ogródki, ale przede wszystkim pola, winnice, uprawy warzyw i owoców (z czego słynie Kalifornia).

Latem temperatura potrafi dojść do ponad 40°C (najwyższa, jakiej doświadczyłam to 116°F czyli 46,6°C), choć z reguły oscyluje wokół 35°C. Są to temperatury w najgorętszej porze dnia, czyli między 13tą a 15tą. Ale gdy tylko słońce zaczyna się chować, temperatura szybko spada. To bardzo zaskakuje turystów m.in. z Polski przyzwyczajonych do ciepłych wieczorów wieńczących prażący dzień. A ja doceniam to ochłodzenie następujące po upalnym dniu, gdy można w końcu wyłączyć klimatyzację, otworzyć okna i odpocząć w ogrodzie. Klimat ten przypomina nieco pogodę na pustyni, gdzie za dnia jest upalnie, a w nocy temperatura obniża się nawet o kilkadziesiąt stopni Celsjusza.

Naszą porą zimową, czyli w grudniu i styczniu, temperatura w nocy potrafi spaść poniżej zera (32°F). Jeśli mamy na zewnątrz delikatniejsze rośliny, to podobnie jak w kraju, przydaje się je okryć, żeby nie zmarzły. 

Pogoda zmienia się w zależności od odległości od wybrzeża. Im dalej w głąb lądu, tym chłodniejsze zimy i gorętsze lata. Dlatego część roślin, które mogą bez pomocy człowieka rosnąć w pobliżu oceanu, będzie marzła 30, czy 40 km dalej (np. hibiskusy, pomarańcze, cytryny).  Latem wystarczy pojechać 32km (20 mil) w stronę Pacyfiku, aby z czterdziestostopniowego upału trafić w przyjemną temperaturę ok. 25°C. Zatem, gdy ktoś mieszka w niewielkim oddaleniu od wybrzeża i jest zmęczony wysoką temperaturą może w ciągu pół godziny dojechać do miejsca, gdzie pogoda jest bardziej komfortowa.

Nam, Polakom Kalifornia kojarzy się z ciepłem. Ale jest to tylko część prawdy o tutejszym klimacie. Oczywiście średnie temperatury są wyższe niż u nas. Jednak w trakcie chłodniejszych miesięcy, mimo że jest cieplej niż w Polsce, to nie koniecznie jest ciepło, zwłaszcza w domach. Już wiemy, że temperatura w nocy potrafi być ujemna. Do tego nie wszystkie budynki są przystosowane do niskich temperatur, raczej bardziej nastawione są na radzenie z upałami niż zimnem. Buduje się je z lekkich, drewnianych materiałów ze względu na trzęsienia ziemi (o tym artykuł w przygotowaniu), zdarza się też, że nie ma w nich izolacji. Do tego drzwi i okna są nieszczelne, nie zwraca się tu uwagi na szpary w drzwiach, czy nieprzylegające do siebie ramy okienne. Trzeba tu jeszcze dołożyć kilka słów o ogrzewaniu. Występują dwa główne typu ogrzewania: punktowe i centralne. Punktowe to najczęściej grzejnik wstawiony w ścianę wspólną dla dwóch pomieszczeń, dzięki temu ogrzewane są obydwa na raz. I jest to jedyne ogrzewanie na cały dom. Natomiast tutejsze ‘centralne’ ogrzewanie oparte jest na dmuchawie, która rozprowadza (tymi samymi rurami, co klimatyzację) ciepłe powietrze po domu.  Te stare systemy ogrzewania domów są często bardzo głośne, z tego powodu wyłącza się je na noc. A gdy tylko dmuchawa przestaje wtłaczać ciepłe powietrze, od razu temperatura spada i dlatego nad ranem w domu potrafi zrobić się naprawdę zimno i gdy trzeba wstać temperatura oscyluje między 13 a 15°C. Tak więc wyobrażenie o ciepłej Kalifornii trzeba skorygować, że owszem, jest ciepło, ale tylko wtedy, gdy świeci słońce,. Natomiast w domach zimową porą potrafi być chłodniej niż na zewnątrz.

Często wiosną i jesienią przyjeżdza się do pracy w kurtce i pełnych butach, a wraca w sandałkach i bluzce z krótkim rękawem. Tak duże są dzienne amplitudy temperatur. Rano jest zdecydowanie za zimno na gołe nogi, bez lekkiej kurtki nie da się wyjść z domu. A w ciągu dnia jednak bardzo szybko robi się tak ciepło, wręcz letnio, że dobrze jest mieć ze sobą buty na zmianę. Chociaż są tacy, którzy chodzą w szortach i japonkach przez cały rok.

Uroczym zjawiskiem występującym w pobliżu wybrzeża jest mgła, powodowana przez chłodny Prąd Kalifornijski. Jeżdżąc codziennie autostradą 101 przez przełęcz Cuesta mogłam zaobserwować jak mgła zmienia się w zależności od pory roku i temperatury. Coś fascynującego! Bywa gęsta jak mleko, gdy przelewa się przez góry niczym piana i powoli spływa po zboczach. Taka zapowiada chłodniejszy dzień. Zdarza się, że jest leciutka i zakrywa tylko czubki wzniesień, wtedy trzeba oczekiwać cieplejsze pogody. A gdy mgły z rana nie ma wcale, to oznacza, że będzie upalnie. Cuesta Pass jest też swoistą granicą dwóch mikroklimatów –  przypominającego śródziemnomorski i kontynentalny. Również i mgła pokazuje, jak różny jest klimat po obydwu stronach przełęczy. Na terenach oddalonych od wybrzeża ok. 40 km (25 mil) mgła utrzymuje się dłużej zimą (gdyż tam jest chłodniej o tej porze roku), niż na terenach bliżej wybrzeża. 

Dla kogoś, kto nie widział tej mgły z bliska może się ona kojarzyć z chmurami deszczowymi. Dopiero po pewnym czasie, po dłuższych obserwacjach człowiek zauważa różnice.

Jednak są też miejsca w Kalifornii, gdzie zimą jest śnieg, można jeździć na nartach, czy lepić bałwana. Takim miejscem jest m.in. Jezioro Tahoe, czy Frazier Park.

Close Menu